Wiek XVII w Polsce to wiek baroku - epoki odznaczającej się niebywałym wprost przepychem, kwiecistością ornamentyki, dynamiką, ostrymi kontrastami. Barok w Polsce kwitł od początku XVII wieku, aż po połowę XVIII wieku (wiek "srebrny"). w Polsce epokę tę nazywamy barokiem sarmackim. Niestety jest to też czas niezliczonych i niemal nieprzerwanych wojen ze Szwecją (1600-1605, 1617-1622, 1625-1629, 1655-1660), Moskwą (1604-1606, 1609-1619, 1654, 1660-1667), Turcją (1620-1621, 1666-1667, 1672-1676, 1683-1699) oraz wewnętrznych niepokoi, jak powstanie Chmielnickiego (1648-1654), czy liczne rokosze. Lata walk przyniosły ze sobą niekorzystne ubytki terytorialne i olbrzymie straty wśród ludności (po drugiej połowie XVII wieku 30%). Były one spowodowane głównie szerzącymi się epidemiami towarzyszącymi działaniom wojennym (bardzo istotna tu cezura potopu). Wiek XVII, niestety zwać można także pierwszą planową kradzieżą książek. Rabunki szwedzkie rozpoczęły się wraz z inflancką wyprawą Gustawa Adolfa w 1621 roku (skonfiskowano bibliotekę jezuitów w Rydze). Jeszcze większe straty poniosły zbiory polskie, gdy Gustaw Adolf najechał Warmię w 1626 roku (wywieziono bibliotekę jezuitów w Braniewie oraz mniejszą, ale cenniejszą bibliotekę kapituły we Fromborku).
Dalsze rabunki miały miejscu już za panowania Jana Kazimierza, gdyż Karol Gustaw podczas najazdów interesował się archiwami i bibliotekami, które miały największe znaczenie dla państwa polskiego lub dla panującej rodziny Wazów. Inne zbiory zabierali szwedzcy dostojnicy, z kanclerzem Erykiem Oxenstierną na czele. Król Karol Gustaw zagarnął zamkową bibliotekę warszawską Jana Kazimierza (i być może ujazdowską królewicza Karola Ferdynanda). W Wielkopolsce łupem Clasa Ralamba stały się biblioteka jezuitów w Poznaniu i dwie klasztorne (włączone do Biblioteki Uniwersyteckiej w Uppsali). Na Pomorzu Schering Rosenhane zagrabił biblioteki jezuitów w Bydgoszczy i Toruniu, w sumie 10 tys. tomów. Często gorsze od wywiezienia były rozproszenia księgozbiorów.
Trudności ekonomiczne związane z wojnami doprowadziły do upadku wielu dziedzin życia. Po najazdach kozackich, szwedzkich, moskiewskich, tatarskich i siedmiogrodzkich Rzeczpospolita pod koniec XVII wieku była gospodarczą ruiną. Ludność ubożała, największe trudności dotknęły jak zwykle najbiedniejszych- chłopów, tj. ok. 30% ludności Polski. Wegetowali oni w zrujnowanych wsiach, bosi i odziani w łachmany. Ograniczono zewnętrzne kontakty wsi, wielu chłopów nie mogło ich nawet opuszczać, zaostrzono też poddaństwo osobiste. Jedynymi oknami na świat dla chłopstwa były więc parafie i przyparafialne szkoły, które w samej diecezji krakowskiej były prowadzone przy 40% parafii, których liczba, niedość że spadła, to jeszcze nauczano w nich niemalże jedynie zasad wiary z katechizmu.
Osłabienie handlu pociągnęło za sobą ubożenie mieszczan, zaś szlachta szybko znalazła sposób na zrekompensowanie sobie strat wynikających ze słabego handlu zbożem. Otóż szlachcice przerabiali zboże na alkohol, by później nakładać na chłopstwo obowiązek picia tylko pańskiej gorzałki. Rozpijani chłopi zamiast z książek wiedzę zdobywali z ustnych przekazów, zasłyszanych w karczmie pańskiej, lub z kazalnicy w kościele.
W miastach sytuacja również nie była dobra - zniszczone było 60% zabudowy, a liczba ludności zmniejszyła się o połowę. Zniszczone fortyfikacje, rozpadające się kamienice, brak kanalizacji, błoto - spośród około 1300 miast niewiele zasługiwało na to miano. Znaczna część mieszczan zajęła się uprawą roli - wokół domów uprawiano: groch, ziemniaki i zboże. Skalę zniszczeń najlepiej oddają dane, mówiące, że w Gnieźnie z 113 domów po najeździe szwedzkim pozostało 7, a Warszawa, plądrowana dwukrotnie była w większości zburzona i składała się z kilku niezależnych ośrodków miejskich- pod koniec XVII wieku stolica miała 10 tysięcy mieszkańców, jeszcze miej miała dawna stolica- Kraków.
Największym miastem, choć także nie bez strat pozostał Gdańsk z 40 tysiącami mieszkańców. Zmieniła się sytuacja szlachty w mieście: w większych ośrodkach magnaci i bogata szlachta wznosili wspaniałe rezydencje i uzyskiwali zezwolenia na lokowanie w obrębie miast osiedli pod własną, a nie miejską jurysdykcją (wokół samej Warszawy było 14 jurysdyk). Coraz trudniej było biedocie przedostać się do wyższych warstw miejskich, uzyskując tytuł majstra - egzamin na majstra był bardzo trudny i drogi, tym samym wielu zamykano drogę do nauki i wiedzy, więc i do książki. Mieszkańcy miast częstokroć do tego cierpieli niemiłosierny wyzysk ze strony właścicieli, często zmuszających ich do odrabiania pańszczyzny, a przecież to właśnie wśród nich było wielu znamienitych bibliofili. Wyjątek stanowili tu Zamoyscy, troskliwie zajmujący się Zamościem oraz Sobiescy w rodzinnej Żółkwi. Trzeba też pamiętać, że zamożni mieszkańcy miast, patrycjat i szlachta, a często właściciele jurysdyk - magnaci w swych wspaniałych posiadłościach byli to przeważnie ludzie nie tylko otaczający się zbytkiem, ale też wykształceni. Dbali oni nie tylko o wystawne życie, piękne meble czy ogrody, ale też zdobywszy wiedzę na krajowych (mieszczanie), bądź zagranicznych (bogata szlachta, magnaci) uniwersytetach cenili sobie księgi i wielu z nich, jeśli nie jako warsztat pracy, to przynajmniej dla intelektualnej rozrywki posiadali bogate księgozbiory .
W wieku XVII powstało, zwłaszcza na Zachodzie, ale też pomimo licznych trudności - także w Polsce wiele zasobnych księgozbiorów, których części wchodziły później w skład bibliotek publicznych. Zbieractwo ksiąg, choć w wielu wypadkach z pewnością służyło zaspokajaniu potrzeb próżności wśród mieszczan i szlachty, bardzo często łączyło się z głębszymi zainteresowaniami naukowymi i literackimi. Często biblioteki były dla swych właścicieli po prostu warsztatami pracy.
Zmieniało się wnętrze bibliotek - zaczęto rezygnować z rozkładania książek na pulpitach, niepraktyczny ze względu na to, ze zajmowały wtedy zbyt dużo miejsca. Księgozbiór zaczęto umieszczać w dużych salach, w których zbiory - grzbietami na zewnątrz - umieszczano w zamykanych szafach, ustawionych wzdłuż ścian lub ciasno na półkach, sięgających nieraz do sufitu. Często takie pomieszczenia dekorowano dziełami sztuki, kolekcjonowanymi przez bibliofili. Dopełnieniem cennych zbiorów ksiąg były często przyrządy naukowe, mapy, globusy oraz zbiory numizmatyczne, graficzne i przyrodnicze. Bogate zdobnictwo sal wyrażało się także bogatymi dekoracjami malarskimi i rzeźbiarskimi sufitu. Pogłębiły się tendencje renesansowe względem książki, potęgowane przepychem epoki baroku. Modne stało się kolekcjonerstwo elitarne, które stawało się powoli modą dworską, rozwijającą się wraz ze wzrostem prestiżu książki .
Ważną kwestią było również zagadnienie analfabetyzmu. Brak umiejętności czytania i pisania u młodzieży i dorosłych był, jak wiadomo, powszechny w średniowieczu. Począwszy od XV wieku sztuka pisania i czytania zaczęła się rozszerzać wśród szlachty i mieszczan, w drugiej połowie XVIII zaczęła docierać także do chłopów. Ale zanim do tego doszło, w XVII wieku wobec walki o życie i przetrwanie wśród nieustannych wojen grabieży, zaraz i pożarów nie mogło być mowy o szerszym dostępie społeczeństwa do oświaty . Nie zdarzały się "awanse" chłopskich dzieci do wyżyn intelektualnych na miarę renesansowych, jak w przypadku Klemensa Janickiego. Wobec głodu chleba próżno było zaspokajać głód książki. Sarmacka szlachta nie doceniała nauki, wystarczała jej bowiem wiedza podstawowa, wyniesiona z kolegiów oraz znajomość łaciny. Wielu Sarmatów było "chorych na rękę", czyli nieumiejących pisać. Niektórzy spośród nich nie potrafili także czytać. a ci, którzy potrafili , nie czytali żadnych dzieł, lecz pisali wiersze oraz pamiętniki, i to zaspokajało ich ambicje. Pisanie wierszy było niemal elementem wychowania. Pisano z dużą wyobraźnią, lecz zazwyczaj prostym, potocznym językiem. Tematyką było życie codzienne. w ich pamiętnikach utrwalone były wydarzenia oraz wspomnienia z ich życia spisywane dla siebie, na pamiątkę. Podczas, gdy w Europie fundowano biblioteki publiczne, w Polsce (choć były ich zaczątki), tak naprawdę nie były one potrzebne: chłopi właściwie nie potrafili czytać, szlachta zaś i magnaci oraz mieszczanie, wykonujący wolne zawody i uczeni posiadali własne biblioteki odpowiadające dokładnie ich potrzebom intelektualnym i pragmatycznym tj. naukowym.
Dla kręgu czytelników książki wiek XVII był więc wiekiem trudnym - mimo 150 lat drukarstwa, "dzięki" wojnom i trudnej sytuacji gospodarczej, dostęp do edukacji, a co za tym idzie do umiejętności czytania i pisania był utrudniony; to z kolei odbijało się bardzo negatywnie na percepcji i zapotrzebowaniu na książki i biblioteki.
Wśród typów bibliotek XVII w. wyróżnia się biblioteki instytucjonalne oraz biblioteki prywatne.
Stronę wykonała Agnieszka Wysocka. Tekst opracowały Patrycja Zajdel i Natalia Zborowska. Kraków 2009.